PIERWSZA PIEŚŃ.

Chcecie mieć powieść o córach Łady? –
Czy wy myślicie, że gęślarz stary
Dawnej młodości przypomni czary,
Dawnemi będzie opiewał słowy
Ślicznego ciała powabne składy,
I włosów miękkich jasne pierścienie,
I wielkich oczu słodkie spojrzenie,
I ust różanych dźwięk mowy?
Czy wy myślicie, że ja, przechodzień
Z was tu najstarszy po ziemi,
Ja, który czuję pod stopy memi,
Jak gruntu braknie mi codzień
Ja, co niedługo świat ten porzucę,
Światem i sobą znużony –
Czy wy myślicie, że ja zanucę
Pieśń, którą dawniej nuciłem,
Kiedy, jak zorze wiosny poranka,
Świeciła w duszy jedna kochanka;
Kiedy z ust owej dziewicy,
Kochanki, oblubienicy,
Oblubienicy i żony,
Pierwszą, najczystszą rozkosz ja piłem?
Och! nie – ja tego nie będę nucił,
Bo, jak mnie wszystkie szczęścia rzuciły
Nad brzegiem smutnej mogiły,
Tak jam je wszystkie porzucił! –
Widziałem starość wielu piękności,
Widziałem zmianę wielu miłości,
I liść opadły z niejednej róży.
Już mnie nie zwiodą dawne nadzieje:
Raz tylko w życiu człowiek szaleje;
A chociaż szał ten błogo jaśnieje
W najdalsze życie człowieka,
Ja przecież piękność mijam z daleka,
I w życia mego długiej podróży
Patrzę z litością na dawne ślady,
Gdzie to mnie one zawiodły.
Liczę pamięcią, cierni jak wiele
W tę pierś wędrowca ubodły.
I wam już dzisiaj, wam, przyjaciele,
Nie będę nucił o córach Łady! –
Ale wy chcecie o nich powieści?
W młodzieńców i dziewic tłumie
Niechęci starca nikt nie rozumie,
Niewiara śmiechem szeleści.
Och! bo wy tylko potoście przyszli,
Żebym ja mej gęśli struny
Na waszych chęci, na waszych myśli
Naciągnął brzmienie, i żeby potem,
Kiedy piosenka pochlebi duszy,
Kiedy wypowie, kiedy poruszy
Wszystkich serc waszych dźwięki i tony,
Kiedy nie moją, lecz waszą będzie,
Gęślarza w pierwszym posadzić rzędzie,
Okryć poklaskiem, zasypać złotem…
Ale ja nie chcę złota, poklasku:
Jak gęśl jest moją, tak i pieśń moją!

Chciwość lub próżność głos piewców głuszy,
Lecz ci, co nie chcą podłego blasku
I czczego dymu, co z własnej duszy
Dla własnej duszy śpiewać umieją
Nutą wieczności, prawdy nadzieją –
Ci o was, ludzie, nie stoją!
Och! jak gęśl moją, tak i pieśń moją!
Ja, kiedy śpiewam, śpiewam dla siebie,
Albo z przeszłością toczę rozmowy,
Nucę o Bogach, o jasnem niebie,
Ze sławy przodków układam dzieje,
A przyszłość do mnie wdzięcznie się śmie.
Bo ja przyszłości początek,
Bo ja na dalszy powieści wątek
Dam najpiękniejszej osnowy.
Och! lud dzisiejszy nigdy nie pojmie
Mojego hymnu, mojej powieści;
Śpiew starca zawsze smuci lub nudzi,
Ludowi trzeba śpiewać o wojnie
l o piękności, co oczy pieści;
Ja nie chcę śpiewać dla ludzi!
Przede mną niebo – za mną mogiła
Co wam żyjącym do mego pienia?
Coście wy w grobie złożyli’?
Co wam ubiegło w dawne wspomnienia?
Coście w nadziejach niebu rzucili?
Och! nie – wam przeszłość nigdy się nic śniła,
Wam przyszłość jeszcze się nie śni.
Idźcie – nie dla was układam pieśni!
Gdybym ja mej gęśli sztuką
Ozwał się do was wieszczbą i nauką,
Którą mi dają i zmarli i bogi,
To pewnoby wasze czoła
Pobladły z trwogi;
Lub na gęślarza pienie
Szemranoby dokoła,
Że śpiące budzi sumienie.
Idźcie więc sobie, niech żaden nie słucha:
Gęślarz najlepiej śpiewa,
Gdy się duch jego odzywa
Tylko do nieskończoności ducha!

DRUGA PIEŚŃ

Kniaziu mój dumny! kniaziu mój groźny!
Napróżno gniewem zbladły twe lica,
Napróżno ogniem błysła źrenica,
A brwi szerokie w skrzydła sokoła
Po zmarszczkach twego zbiegły się czoła;
A uśmiech dziki, szyderczy, mroźny,
Jak mróz, co ścina lody zimowe,
W zsiniałych ustach ściął mowę.
Napróżno, kniaziu! Och! gęślarz stary,
Jak stary łabędź, co go wysoko
Nie dojdzie strzała, nie dojrzy oko,
Nie znęcą sideł złoconych dary;
Jak stary łabędź, który bez trwogi
Ostatnim lotem ziemię porzucił,
Ostatnim hymnem bogom zanucił
Na szlakach nieba – ostatniej drogi,
I ciebie już się, kniaziu, nie zlęknie.
Kniaziu mój pyszny! krogulcze młody!
Choćbyś chciał nawet krzywymi szpony
Z głębi mej piersi wyszarpać tony,
Dla twej zabawy lub chwały
Och! nie, na siwy włos mojej brody,
Och I na gęśl moją – niech i gęśl pęknie,
Nim się w niej jedna struna poruszy
Odmiennym dźwiękiem, odmiennem pieniem,
Jak tern, co mi bogi wlały
Niepojętem natchnieniem;
Lub co ja sam dla siebie z własnej ciągnę duszy
Kniaziu mój dumny, kniaziu bogaty!
Masz zdobne namiotów ściany
W łosiowe skóry, w drogie makaty;
Gdzie rzucisz okiem, szerokie łany,
A po nich twoje konie hasają;
Masz i służebne wzorem Germana,
Których kark miękki, schylona głowa,
Które na twoje słowa,
Na jedno skinienie pana,
W drżącej pokorze rozkazów czekają; .
Masz piękne branki, masz lśniące zbroje,
Masz wszystko, kniaziu, wszystko jest twoje,
Tylko ta gęśla jest moją…
Tu ciebie, kniaziu, wszyscy się boją
Tylko ja jeden nie boję!

Ja biedny jestem, nie mam rodziny,
Z przeszłości droga moja daleka,
A jak Połabii idą równiny,
Tak nigdzie żadna chata
Z wypoczynkiem mnie nie czeka.
A jak ludzi jest wiele, tak wśród ludzi wielu
Nikt mi nie powie: »witaj, przyjacielu!«
Nikt nie uściśnie, jak brata!
Ale mam jeszcze w piersi głos silny,
By śpiewać bogów wyrok niemylny
I przeszłości wspomnienia.
Mam gęślę w ręku, gęślę jedyną,
Z której tak rzewne dźwięki mi płyną,
Tak zgodne do mego pienia…
Kniaziu, mam więcej od ciebie!
W proch się rozsypią mnogie dostatki,
Zniszczeją głazy, twej wielkości świadki,
Sługa najemny w riumce zagrzebie
Trochę łez zakupionych i pamięć imienia,
A jak dzwońce padają pod dziobem sokoła,
Tak i pod zębem czasu padną twoje dzieci;
Jednak wszystko masz, kniaziu, wszystko masz dokoła,
Tylko tam się nie przedrzesz, gdzie ma pieśń przeleci –
Za krainę zapomnienia!
Masz, kniaziu, całe dzisiaj, lecz jutro jest moje;
Kiedy powieść ułożę i gęślę nastroję,
I kiedy gmin powtórzy, w pamięci zachowa
l nutę gęśli i powieści słowa,
Och! kniaziu, wtenczas o ciebie nie stoję –
Nie ty mną wtedy, ja tobą rządzę,
Mój dumny kniaziu, według mej chęci:
Wieczystej sławie lub niepamięci
Ja twoje imię przysądzę!

TRZECIA PIEŚŃ.

Gdzie moja matka? – Ach! matka syna,
Nim przyjdzie na świat, kochać zaczyna,
I w życiu całem, po wszystkie drogi,
Gdzie on się zbłąka – tkliwa pośpieszy
Z otwartem sercem, z dobrem życzeniem;
W szczęściu go sławi, w smutku go cieszy;
O swego syna, o swoje dziecię –
Codzienną bogów modlitwą wzywa.
A modłę matki przyjmują bogi –
A modła matki skuteczną bywa
\V śród wszelkich modlitw na świecie.

Ach! matka pierwszej uczy piosenki,
Pierwszym uściskiem ona nas darzy.
Miłość w jej oku, dobroć w jej twarzy,
Jak życie z łona, tak pomoc z ręki
Wszędzie i zawsze – a w każdej chwili,
Choć bogi zmylą, ona nie zmyli.

Gdzie moja matka? – Jest słup z kamienia
Przy drodze z sioła, tam urna mała,
Od deszczu, słoty całkiem sczerniała,
A w urnie tylko garstka popiołu,
Bożek drewniany, co pożywienia
U gościnnego użycza stołu,
Bożek Radogost z riumką małą,
A łzami memi tak przepełnioną –
Bo tam jest matka – ach! tam złożono
Wszystko, co po niej zostało!

Gdzie jest mój ojciec? – Ojciec synowi
Chwałę pradziadów w czynach opowie,
Ojciec nauczy łowieckiej sztuki:
Jak ciskać oszczep, naciągać łuki,
Jak to zatrute wypuszczać strzały,
By zawsze w serce wrogów trafiały!

Gdzie jest mój ojciec? – Ach! w mojej myśli
Jeden mi tylko obraz zostawił:
Jak blady, drżący, na moje skronie
Sztywne i zimne położył dłonie;
Czy chciał się wesprzeć, czy błogosławił,
Ja nie wiem, – potem sąsiedzi przyszli,
Bo już najstarszy z naszego sioła
Czarną buławę przesłał dokoła,
Czarny znak zejścia z żyjących świata
Wspólnej rodziny, wspólnego brata.
Sąsiedzi, milcząc, wszyscy pospołu
Wynieśli z chaty ojcowskie ciało,
Nieśli. daleko na kładowisko,
Rzucili konia, zbroję w ognisko,
I potem wszystko razem zgorzało
Została tylko – garstka popiołu!

Gdzie mój brat starszy? – Brat kocha brata,
Jedno im łoże, jedna im chata,
Brat ciężką pracą z bratem się dzieli;
Lżej się miecz dźwiga, głębiej się orze,
Kiedy braterska ręka pomoże. –
Gdzie mój brat starszy? – Duńczycy wzięli,
Ach, w ciężką wzięli niewolę brata!
Za cztery rzeki, za piąte morze
Uprowadzili, on zginął może,
Czy w gorzkiej wodzie, czy w cudzej ziemi
On pewnie zginął między obcemi!
A dusza jego po drzewach lata,
Bo nikt nie spalił zwłok niewolnika, –
A moje serce boleść przenika,
Bo, ile razy w nocy usłyszę,
Jak wiatr liściami dębów kołysze
To zawsze myślę, że to głos ducha
Braterskie skargi śle mi do ucha!
Ach, my żyć z bratem mieli pospołu,
A nie mam po nim – garstki popiołu!

Gdzie moja żona? żona-kochanka
Pieszczota życia, sławy nagroda,
W pierwszej młodości szczęścia zdroje
A w późną starość trosków ostoje,
Gdzie moja żona? Piękna dziewica
Przed oblubieńcem wstydliwie stroni,
Ale ją prędko młodzian dogoni,
Dogoni, porwie, z krasnego lica
Pierwszej miłości całunek zbierze;
Ona nieśmiele – a potem szczerze
Odda go jemu – pójdą oboje
Gdzie .w. modrzewiowej pysznej świątyni
Młodzież przed Ładą ofiary czyni,
A Siwie składa przysięgi swoje.

Gdzie moja żona? – Korowaj spory
U nowożeńców na stole leży,
Krewnych, znajomych drużyna bieży,
A każdy dobre życzenie niesie:
»Niechaj wam będą pełne obory;
»Niech żyto rośnie, jak sosny w lesie,
»Niech złotym miodem płynie pasieka;
»Niech często w chacie zmęczeni drogą
»Podróżni spocząć za stołem mogą;
»Niech was Marzanna mija z daleka;
»Niech Siwa płodem darzy obficie,
»Żebyście społem, jak buk z jedliną,
»W liczne konary rozrośli kiedy,
»Bo niema smutku, bo niema biedy,
»Gdy bogi liczną cieszą rodziną,
»A człowiek w dziatkach ponawia życie«. –
Tak życzą szczęścia mężowi, żonie…
Życzenia ludzi, jak wiatr, co wieje. –
Gdzie moja żona? – gdzie się podziała?
Ach! była kiedyś przy mojem łonie,
Wszystkie wspomnienia, wszystkie nadzieje,
Radość i smutek mieliśmy społem.
Jedna pamiątka po niej została,
I ta pamiątka – popiołem!

Gdzie mój syn młody? – Ach! ojcu z syna
Wsparcie, obrona, radość jedyna;
Choć oczy gasną, choć włos bieleje,
Dusza nie tęskni po młodym wieku,
Bo w oczach syna wzrok jej jaśnieje,
Bo mnóstwem długich, miękkich pierścieni
Nad jego czołem włos mu się cieni;
Bo, co nam ginie, jemu przybywa;
Bo odżywamy w nowym człowieku
W silnej istocie, co się do świata,.
Jak ptak do słońca, gwałtem wyrywa
I szybko dąży i bystrem okiem
I śmiałem sercem i pewnym krokiem,
Jak orzeł, w chmury ulata.

Gdzie syn mój młody? – Syn dumny, hardy,
Rodzinnej chaty on bezpieczeństwem,
Silne ma ramię, a kark tak twardy,
Że żadne jarzmo zgiąć go nie zdoła,
I jeśli kiedy klęknie w pokorze,
To przed bóstwami w świątyni może,
Albo przed ojca błogosławieństwem.
Gdzie mój syn młody? – Możecie, wrogi,
Do reszty zniszczyć szałas ubogi:
Nikt was nie skarci. Wilcy, możecie
Ostatnią owcę porwać z mej trzody:
Nikt mnie od waszej nie broni szkody –
Już niema syna na świecie!
Już on nie będzie z mieczem do boju.
Na łowy z lotnym jeździł sokołem;
Dziś syn mój młody śpi już w pokoju,
Dziś mój syn młody – popiołem!

Gdzie wszyscy moi? – Wszyscy już w ziemi.
Ja tylko jeden płaczę za niemi
I czekam, kiedy w szczęścia godzinie
Za memi łzami dusza wypłynie!
Wy, co słuchacie, wy nie pojmiecie,
Czemu mi gęśla najmilszą w świecie:
Ona mi tylko, ona wspomina
Rodziców, brata, żonę i syna;
Ona mi jedna, gdy ją poruszę,
‚Wiernie wypowie stęskniałą duszę;
Ona tak jedna przyzwyczajoną
Dźwięczeć o moich zmarłych, o grobie,
Smucić się ze mną w gorzkie wspomnienia.
Że nawet, gdy ją trąci zniechcenia
Oddech Pochwista, to ona w sobie
Pewno żałosną ozwie się struną.