Ach! strzeż się, ach, strzeż się – ta czarnoksiężnica.
Co pieśnią rozmarza, co w dźwięki zachwyca,
Już leci tak blizko, już gwiazdy przesłania.
Już serce wydziera. już duszę pochłania.
Ach! prędko, ach, prędko, relikwia do ręki!
Bo pieśni cię strują. bo porwą cię dźwięki.
Bo w wieczność daleką polecisz za niemi.
Bez Ojca na niebie – bez braci na ziemi.
Ach! śpiesz się, ach, śpiesz się – relikwia odczyni
Zły urok, senliwych widziadeł władczyni.
Weź tylko, weź świętą, weź bardziej ci drogą,
Niż głosy jej zaklęć drogimi być mogą.
I przyłóż – och! przytul do piersi artysty
Dłoń szczerej przyjaźni, proch ziemi ojczystej,
Ukochaj coś wyższem nad sztukę kochaniem,
Zostaniesz się z nami, my z tobą zostaniem.
Ja wołam, ja wołam – artysta nie słucha,
Ta czarnoksiężnica spętała mu ducha,
I wzięła na skrzydła szerokie, tęczowe,
I makiem snów wiecznych zwieńczyła mu głowę.
Już usnął – już wzleciał – już ku nam jedynie
Głos czarnoksiężnicy, nie jego głos płynie;
Toż cuda się dzieją, och, cuda Wśród ludzi!
Ten głos go usennił, a nas tu on budzi,
Ten głos go roztęsknił – a nas tu pociesza
Ten głos go zabija – a nas tu on wskrzesza! –
Więc dalej – więc dalej – w muzykę zaklęty,
Leć duchu! tyś grzeszny sam sobie – nam święty!