[SCENA 1]

[WALTER – HALBAN]

[WALTER]
Gdybym się nie czuł nieśmiertelnym duchem,
Rozrzuciłbym świat… grzechów mym wulkanem.

[HALBAN]
Ha…

[WALTER]
Gdybym się nie czuł natury panem,
A czuł naturę na woli łańcuchem,
Tobym się rzucił jak lew… na tym ścierwie
Ciał… i gryzł żywcem – i gryzł nawet trupa…

[HALBAN]
Ha?…

[WALTER]
Moja biedna gliniana chałupa
Gdziem żył jako wilk… a światowe czerwie
Pozwalał, że mię toczyło powoli,
Póki nie doszło – aż do serca rdzeni.
Teraz ta chata jak pałac z płomieni
Wachlarzem wodnych złocistych topoli
Od różanego księżyca zakryta
Niby dziewica… patrz… ta chata w bluszczach
Nad tym jeziorem – sama jedna w puszczach
Jak Świtezianka albo Amfitryta
Żyje… i moim duchem gra… na stawy
Staruszka… patrząc takie głosy roni
Jak skrzypce z starych deszczułek jabłoni.

[HALBAN]
Przecież to schronienie
I te duchami tajnemi zabawy
Twe są szaleństwem.

[WALTER]
Tak: mary i cienie,
Nic więcej… świat jest cały mar objawem,
W nich rozum… a w nas domysł – i logika.
Co widzisz?… ten duch, patrz, który tam znika,
Czy wiesz, pod jakim zaklęciem i prawem
Przychodzi?…

[HALBAN]
O! o! pedant, widzę, świeży,
Jużby samego diabła chciał nauczyć…

[WALTER]
Ten duch to jeden z przedwiecznych rycerzy,
Jemu chorągiew żywota poruczyć
A wygra…

[HALBAN]
Mówięć, że taki rycerz – teraz jeszcze
W Litwie nie może zjawić się…

[WALTER]
A kto wie?

[HALBAN]
Bo na to, mówię, trzeba lodu w głowie
A w sercu piekła…

[WALTER]
Ha…

[HALBAN]
My starzy wieszcze,
Którzyśmy nieraz we snach wymyślali
Ludzi podobnych szatanom… nie możem,
Rzucając myślą naszą, jako nożem,
W krwawość przedstworną rzeczy – co się pali
Jak płomienisty wiatr… często przed nami,
Nie możem, mówię… Choć widm zawierucha
Cerkwiami trzęsie… na takiego ducha
Trafić… rzucając w mgłę duchów nożami.

[WALTER]
Trafiłeś stary nożem w serce żywe,
Jam jest… trafiłeś nożem w serce moje…
O sławę nie dbam – o życie nie stoję,
Chcę być jak widmo wyroków straszliwe,
Przed którym księgi losów się rozdarły,
Przed którym – pobladł czas… skrzydła otworzył
I uciekł: jam się… duchem podniósł – zBożył,
Zwszechmocniał: a tu chcę być jak umarły
I zapomniany…

[HALBAN]
Będziesz… serca ludzi
Sława otwarta zawsze upakarza,
Cnota i wielkość odkryta przeraża,
A pamięć wieczna i serdeczna – nudzi…
Jeśli z tych rzeczy złożyłeś ofiarę,
To reszta pójdzieć łatwo… idź, Walterze,
I bądź jak człowiek, gdy oczyma bierze
Z ojczyzny… tylko sen piękny i marę
I tę w pamięci kładnąc… z sobą niesie,
A resztę – ludziom cielesnym zostawia…

[WALTER]
Zabiorę z sobą tak – pamięć żurawia,
Który w ogromnym i posępnym lesie
Pamięta drzewo… swe dawne matczyne…
I cały łańcuch.. doń – prowadzi z jękiem…
[SCENA II]
[WALTER – MATKA – HALBAN]

[WALTER]
To być nie może w Pana Boga imie,
To być nie może, matko, to jest człowiek,
Który jak [z] twarzy wydaje się drzémie.
Jeden blask z moich czarnych orlich powiek
Spaliłby go wnet, jak szkło w drzazgi spękał,
Gdy[by]m się jego choć cokolwiek lękał
Dla Litwy…

[MATKA]
Jednak ja głupia, ja stara
Kobieta tylko… ach ja to widzę,
Czego wam w serce ludzkie dumna wiara
Wzbrania obaczyć. – Ach na tej łodydze
Rośnie dla Litwy blekot… i szaleństwo.

[WALTER]
Daj mi twe błogosławieństwo
I ufaj w Bogu… Gdzież ty widzisz, matko,
Lwy hołdujące kotom… a wulkany
Gaszone błotem rynsztoków. – Zagadką
Jest świat… lecz pewnie, że prawom poddany
Sprawiedliwości Bożej… idź do domu.

[MATKA]
Zawsze ty wierzył lada komu
I zawsze cię ktoś prowadził za uszy
Twej szlachetności… twa czysta natura
Od podejrzeń się własnych tak broniła
Jak od robactwa… Lecz ta Litwa zgniła
I ten Jagiełło… podobny do szczura
W spróchniałym ulu… w którym… kiedy cicho
Na świecie… słychać jego ząb gryzący,
A kiedy burza… i huk… to on spiący
Zda się i martwy… głupstwem albo pychą
Nadęty… niby Bogiem zachłyśniony,
Zawracający oczy tak, że świecą
Białka i powiek obrąbek czerwony
Tasiemką ognia – pod mózgiem… Walterze,
Jam go tą duszą, tą duszą kobiecą
Na wskroś jak nożem przebiła. – Nie wierzę
W czystość człowieka tego… ni w pokorę…

[WALTER]
Coż, matko… z sobą w tłómoku zabiorę
Twe podejrzenia… a jak czas pozwoli,
To je odczytam…

[MATKA]
O! jak serce boli,
Gdy się otworzy… przed człowiekiem jako
Przed Bogiem… a on… ot weźmie garść piasku
I sypnie w usta krwawe!

[WALTER]
Muszę odjeżdżać…

[MATKA]
Pamiętaj wszelako,
Że ja zostałam tu – biedna i sama,
Ja – twoja matka… część twojego ciała…
Matka – pamiętaj… o tem… bo to cała
Moja nadzieja – ty. –

[WALTER]
Jest w Litwie krama,
Gdzie takich synów jak ja kupić można.

[MATKA]
Gdzie?

[WALTER]
Na cmentarzu…

[MATKA]
Ha!…

[WALTER]
Pocałuj w czoło
I puść mię z Bogiem…

[MATKA]
O! mowo bezbożna,
Co mię zabijasz?… Ach! Jakie ty zioło
Pełne trucizny włożył w usta?… Ach ty
Chłopcze okropny!… spod żebraczej płachty
Pokażę ci tę pierś, co tobie dała
Mleka… a teraz da krwi… O! dziecino…
Patrz na mnie… do nóg padam… łzy mi płyną!
Jam kiedyś nóżki twoje całowała,
Te nóżki… o! te nóżki… o te! o! te!
Gdzież ty je teraz powleczesz? ode mnie
Powiedz – daleko pójdziesz? aż na złote
Gwiazdy? – Co? prawda? Ty gdzieś, o Walterze,
Idziesz po czarną śmierć… O! mów mi szczerze,
O! mów!… Jeżeli na śmierć… to ja stara,
Ja pójdę z tobą…

[WALTER]
[do Halbana]
Halbanie…

[MATKA]
Ta mara
Niech się nie zbliża!… ten człek – niech tam stoi…
Niech się nie zbliża!… Ach, ktoż uspokoi
Serce matczyne, jeśli syn nie może…
Ja ciebie puszczę – puszczę – puszczę. – Boże!
Ty byłeś zawsze dla mnie taki dobry.
Aniołem byłeś dla mnie… dobroczyńcą!
Idź z Bogiem… ja ci błogosławię…
(odchodzi)

[HALBAN]
Walter
We łzach…

[WALTER]
O we łzach! we łzach… Słuchaj – jeszcze
Gałązka sucha tam w lesie szeleszcze!
Słyszysz?… to szelest mojej matki kroku,
Ostatni tu raz na ziemi słyszany…
Cyt… już nie słychać!… O! – czy zakopany
Hełm mój i tarcza?…

[HALBAN]
Tam w lesie, przy stoku,
Pod konwaliami…

[WALTER]
O! jak rzeczy świata
Ckliwe są… kiedy po smutkach przychodzą…
Trudzić człowieka…

[HALBAN]
Idźmy…

[WALTER]
Dusza lata,
A człowiek chodzi… idźmy… Niech tu rodzą
Matki szczęśliwszych synów…

[HALBAN]
Dość żałości!
Twego smutku świat cały kiedyś pozazdrości…

SCENA [III]

[…]
Co mi powiadasz… Walter Stadion?

[…]
Pani
Ten pierścień kazał złożyć w pożegnaniu,
Na którym, jako widzisz – ten wąż rani
Swe własne serce.

[…]
Jestem na kazaniu
Niemieckim… jak to? wyjechał i kazał
Ten pierścień złożyć?… ha… i coż, nic więcej?

[…]
Jam się z jej serca, rzekł, teraz wymazał.
Jestem niegodzien jej… i najgoręcej
Proszę… ażeby o mnie zapomniała.

[…]
Ha!… I nic więcej?

[…]
Jeżelibyś miała
Jaką odpowiedź… mówił… poszlij słowa
Na miesiąc blady… lub na słońce złote,
Bo on… za tarcze te się obie chowa
Przed okiem ludzi…

[…]
Pleciesz!

[…]
Co ja plotę,
To jest jedwabiem jego ust…

[…]
Szatanie!

[…]
Więc ty mi gwiazdą szatańską, czerwoną!

[…]
Wiesz ty… ja byłam jego k – żoną!
On mię… na swoje tak miał zawołanie,
Jak psa… jam w lesie – za nim tak wietrzyła
Jak pies… ja teraz za nim biec gotowa
Jak pies… O! słowa! słowa, słowa, słowa!…
Idź – bo na cały zamek będę wyła,
Na mury będę skakała… żwir jadła…
Jak letargnica pogryzę grobowa
Paznokcie, ręce… Słowa! słowa! słowa!
Ach! gdybym teraz gdzie noża dopadła
I mogła… mogła – ach… w serce bękarta
Choćby przez miesiąc blady… tak…

[…]
Rumianku!

[…]
Co?

[…]
Jesteś chora…

[…]
Chora, idź do czarta!
Ja jestem wściekła…

[…]
Boję się, że z ganku
Skoczysz w jezioro…

[…]
Nie bój się – nie skoczę…

[…]
Myślałem, że masz taki zamiar…

[…]
Co, ja?

[…]
Prosiłaś o nóż…

[…]
Daj…

[…]
Utniesz warkocze
Jak Artemizja…

[…]
Myślisz…

[…]
Pani moja,
Myślę, że sobie utniesz złote włosy
I czarnych oczu światła się pozbawisz…

[…]
Tym nożem język ci utnę…

[…]
Pokrwawisz
Białe rączęta…

[…]
Jesteś jak połosy
Skrzydlate z ogniem w oczach, wyprężone.
Gotóweś skoczyć na mnie…

[…]
Wolę wkraść się.

[…]
Ach ty lokaju… ty psie! chciałbyś paść się
Resztkami stołu…

[…]
Twe niedogryzione
Kosteczki… usta twoje koralowe…

[…]
Stu piorunami spadnę ci na głowę,
Jeżeli zacznę kochać – będąc wściekłą…

[…]
Zgadzam się…

[…]
Będziesz miał na ziemi piekło…