Przed śmiercią, jakby świata duchowego bliska,
Ujrzała różne mary – okropne zjawiska,
Ciągłe przejścia obłoków czerwonych nad polem…
Ogniami zdjęte miast – a lud czarnym bolem.
Więc kiedy się Mogoły pojawili blade,
To tak, jak na ostatnią szkieletów gromadę,
Chudą i przerażoną… wpadłszy bez litości,
Bez ducha te stojące rozrzucali kości –
Które się jako lekki pierz rozlatywały –
Te wiatr brał – a te ognie na niebiosach brały.
Reszta znikła… Lecz Litwa takich zapowiedzi
Nie ma – ale spokojna w czarnych lasach siedzi,
Pełna cudownych myśli… Częstom zauważał,
Że com ja w puszczy wyśnił – to Bóg zaraz stwarzał…
Każda z myśli, nad Niemna przyśnionych wybrzeżem,
Wyleciała mi z głowy, mężem i rycerzem…
Nie troskam się więc o nic… bo przez niesłychaną
Ducha mego potęgę – chcę – a wojska wstaną;
Zażądam… a podniosę potęgę Litwinów,
Bo mój sen każdy wstaje… jako wojsko czynów”.

To rzekł stary Żyrmunas… jako apostoły
Mądry… w perłach błysz[cz]ących dębowej jemioły
W paprociach [?] i w [………] twarz pooświecaną
Plamami leśnych świateł – niby komecianą
Gwiazdę… I miesiąc wielki spod płacht odsłoniwszy…
I dodał: „Nigdy młodszy nie byłem i żywszy
Jak dziś… a czułbym przecie jak drzewa i ptaki,
Gdyby na tę ojczyznę spadał smętek jaki”.

Tu powstał mały chłopiec jeden, dudarz z Lidy,
I zaczął opowiadać wdzięcznie różne widy
Zjawione nad jeziorem… w które Litwin wierzy –
Jakieś girlandy złotych – powietrznych rycerzy
Leciały po niebiosach jak jaskółek stada.
On je widział – o zbrojach niebieskich powiada,
Mówi, jakie ubiory mieli nieznajome,
Konie jasne jak słońce… a jak dym znikome,
Tarcze niebieskie i złote… i miecze w płomieniach
Widział… I rozmiłował się duchem w widzeniach.

Wajdeloci, choć starzy, słuchają dzieciny,
Wypytują się nawet… dnia – pory – godziny,
Znoszą dalekie czasy… myśląc, że te mary
Wytłomaczy wypadek jakiś dawny, stary
Może gdzieś zgon narodu… jakiego na ziemi
Wraca… a trupy wstają duchami złotemi.
Pędzi je Bóg… i dawna narodowa chwała,
Że gdzieś lecą, na nowo brać cierpiące ciała.

Tak powiastka dzieciny… w wajdelotów kole
Budzi mądrość…. że myśli puszczają sokole
Na wszystkie strony świata… bo w ich łonie siedzi
Duch świata… pełny niby tajemnej spowiedzi;
O faraonach gada z tyjarą na głowie,
Gada jasno… choć imion wyraźnie nie powie…
Dość… że wewnętrzną jakąś błyskawicą cudu
Pokaże króla, wiarę zmarłą – i twarz ludu…
A starce to zjawienie witają ze łzami,
Jak gdyby w tych umarłych ludziach – żyli sami…

Lecz Halban miesza ciche starców zaduman[ie],
„Litwa” – rzecze „ostatni raz narodem wstanie
I duchy się zobaczą w dwóch duchach obrońcach,
A potem się rozlecą – po gwiazdach i słońcach
Po dawne wiary swojej jasne tajemnice…
Te pójdą w ziemię… inne na smętne księżyce,
Inne… w tęczach po dziwny kwiat kolorów [świeży],
Złoty jak słońce… jasny jako krew ryce[rz]y,
Inne w drzewne się wtrumnią konary i [spoczną]
Aż przyjdzie czas… że wszystkie spod [kory wyrosną]
I zawezwane w cerkwi na tajemne mia[no]
Wszystkie – jak dziś jesteśmy kołem, z[martwychwstaną].
To powiadam… abyście tutaj gdzie na drze[wie]
Zapisali to imię, o którym nikt nie wie,
Które tu korą czarną… zarośnie – na lata,
Smętne, krwią kupowane u całego świata,
A nam spokojne… od tej męki uwolnionym,
Aż czas przejdzie na niebie, czarnym i czerwonym”…

To rzekł i razem w kole ci ojcowie starzy
Coś pisali na drzewie… a czoło pisarzy
Było ciemne… jak zbojców… kiedy w sosny korze
Oczy swe utopili i błyszczące noże…
Czasem który na prawo spojrzy – lub na lewo,
Niby stróż… a ci niby zarzynają drzewo…
Z taką tam tajemnicą obeszli dokoła
Sosnę… i biją w korę… jak dzioby dzięcioła.
Co kiedy uczynili… i ów napis spory
Zakryli szmatą wielką – odrzezanej kory,
Rozeszli się guślarze… w puszcz ciemnych ostępy,
Gdzie pośród zwierząt żyli jak orły i sępy.
Halban do zamku idzie i w Kiejstuta sieni,
Gdzie był ogromny komin… cedrowych płomieni
Pełny… siada ze zgrają sług nieznakomitą,
Z psami razem… i z lirą – i z głową nakrytą…

Tymczasem się napełnia sień… gośćmi – rycerstwem,
Mułłami tatarskiemi – czarnym kawalerstwem
Krzyżowym… bojarami moskiewskiemi – księżmi.