O ty piękności! W kwiecie nam porwana,
Głazy pomnika nie zaciążą tobie;
Lecz nad murawą wzniesie na twym grobie
Róża woń świerzą w twój powab odziana:
Wśród puchu trawki, wśród dyszącej woni
Melancholijny cyprys cię osłoni.
Często zwieszona ku temu strumieniu
Boleść bezsilną głowę swą nachyli;
Syta marzeniem, odejdzie po chwili,
Odejdzie we łzach, w głębokim milczeniu,
Z tłumionym jękiem, stopą lekką, wolną,
Jak gdyby sen twój przerwać była zdolną.
Łzy są daremne, śmierć na jęki głucha;
Nie mniej łez przeto na grobowce spada…
– Zapomnić – mówisz. – Marna twoja rada!
I ty, o luba! zdając niebu ducha,
Gdy mi chcesz ulżyć tą zabójczą radą,
Łezkę masz w oku i twarz smutkiem bladą.