Choć się spełniły losów mych godziny,
A gwiazda moja gaśnie na błękicie:
Nie chciałaś we mnie widzieć żadnej winy,
Choć innym łatwe zbrodni mych wykrycie.
Choć dusza twoja znała me cierpienie,
Tyś się dzieliła zemną w tej żałobie,
Tak, że miłości mej wszystko marzenie
Jedynie w tobie znalazłem ja — w tobie!
Gdy się natura wokół nas uśmiecha,
Wzrusza mnie łąka — las — i fala sina.
Wiem, że jej uśmiech fałszem nie oddycha,
Bo twój mi uśmiech ona przypomina.
A kiedy wichry walczą z oceanem,
Jak ci, com ufał im, z moją osobą:
Jeśli coś wzburzą w mem sercu złamanem,
To przeto, że mnie chcą rozłączyć z tobą.
Choć skała mojej nadziei rozbita,
Choć jej odłamy potonęły w falach,
Choć dusza moja cierpieniem okwita,
Ja w niewolniczych nie upadnę żalach.
Niech tysiąc bólów ściga mię — nie legnę!
Zgniotą — nie złamią! Pierwej spocznę w grobie —
Niechaj mię dręczą — ja kolan nie zegnę!
Nie o nich myślę! Ja myślę o tobie!
Choć twór człowieczy — tyś mi nie kłamała;
Chociaż kobieta — tyś mię nie zdradziła;
Choć spotwarzona — tyś się nie zachwiała,
Choć ukochana — tyś mię nie smuciła.
Choć ci wierzyłem — mnie się nie wyparłaś.
Gdyś mię żegnała — nie, by ujść od brata,
A gdyś czuwała, — czci mi nie wydarłaś,
A gdyś milczała — nie na potwarz świata.
Lecz ja nie gardzę — nie potępiam świata,
Jak i tej walki wszystkich na jednego:
Jam go nie cenił, on mi był jak krata,
Żal mi, że wcześniej nie uciekłem z niego.
Jeżeli błąd ten kosztował mię drogo,
Więcej, niż mogłem przewidzieć w potrzebie,
Pomimo całą świata chęć złowrogą,
Nigdy on nie mógł pozbawić mię ciebie.
Z przeszłości mojej, sny bolesnej złemi,
Wielką naukę zyskam dla przyszłości:
Że to, com kochał najwięcej na ziemi,
Godnem też było największych miłości.
Źródło wytrysło w puszczy. Zieleń drzewa
Zakwitła nad niem. O wieczornej dobie
Ptak na gałęziach w samotności śpiewa
I opowiada duszy mej — o tobie.